sobota, 14 lipca 2012

Po długiej przerwie

Witam wszystkich po długiej przerwie na blogu! Moja nieobecność jest jak najbardziej usprawiedliwiona :) Sporo czynników sprawiło, że ostatnio nie miałam minuty spokoju. Najpierw walka z mszycami. Jak już wcześniej wspominałam, była ich cała masa. Po systematycznym skraplaniu liści i łodyg przygotowanym roztworem z szarego mydła i wody, mszyce, a raczej pozostałości po mszycach, zaczęły masowo wypływać z zakamarków liści. Liście były czarne! Nie był to najprzyjemniejszy widok dla osoby, która tak bardzo brzydzi się tymi wszystkimi robalami, no ale cóż... Wiedziałam, że te czarne liście trzeba spisać już na stratę, ale za wszelką cenę chciałam ocalić dziwaczki :) Pozbyłam się czarnych, zniszczonych liści. W międzyczasie przyszły jeszcze upały, które również nie były łaskawe dla osłabionych dziwaczków. Troszkę liści pousychało. Systematycznie staram się usuwać zniszczone liście, aby nie obciążać roślinek. Nagrodą za moje poświęcenie są pączki kwiatów, które zauważyłam parę dni temu u każdego z dziwaczków. Nie mogę się doczekać, kiedy kwiaty zakwitną, bo są one na tyle wyjątkowe, że świecą w nocy :) Na wszelki wypadek, aby odstraszyć mszyce, które zawsze mogą zaatakować, posadzę w każdej doniczce ząbek czosnku. Odchudzoną wersję dziwaczków bo bitwie z mszycami, możecie zobaczyć na zdjęciu poniżej. Dziwaczki wojnę wygrały, ale nie obyło się bez ran ;)

Bardzo odchudzone dziwaczki, pozostaje czekać, aż pączki zakwitną

W tym samym czasie zauważyłam coś dziwnego na moim fikusie retusa, drzewku bonsai, na którym pojawiły się gdzieniegdzie białe stworki... Nie miałam pojęcia co to może być, wiedziałam jedynie, że to kolejny, nieproszony gość. Niestety nie ma nic gorszego, jeżeli nie znamy swojego wroga. Zajęło mi troszkę czasu, aby dowiedzieć się, z czym mam do czynienia, i jak się tego pozbyć. W końcu, pewnego dnia, wpisałam magiczne słowa w googlach, popatrzyłam w grafikach i znalazłam! Pojawiła mi się angielska nazwa potworka, która kompletnie nic mi nie mówiła. Postanowiłam odnaleźć polską nazwę tego szkodnika - wełnowiec. Czytając jego opis, oraz oglądając zdjęcia z nim robiło mi się coraz bardziej niedobrze... Jest to na tyle cwany robal, że od strony łodygi i liści jest kleisty, ma sporo odnóży po bokach, a po zewnętrznej stronie pokryty jest biało-kremową pierzynką, przypominającą wełnę, która chroni je przed działaniem środków owadobójczych. Wspaniale... Paskudztwo to zagnieździło się prawdopodobnie w korzeniach bo mimo, że systematycznie pozbywam się tego, cały czas skądś to wychodzi! Jeżeli zauważę robala, biorę delikatnie zmoczoną watkę i przytykam ją do liścia tak, aby złapać na nią drania. Przeczytałam, że roztwór z szarym mydłem może również pomóc mi w walce z wełnowcami. Postanowiłam tym razem nie skraplać liści roztworem, ponieważ liczba robaków jest do opanowania sposobem z wilgotną watką, a podlewać ziemię na przemian raz wodą, raz roztworem z szarego mydła. Czy daje to jakieś rezultaty? Trudno powiedzieć, tragedii nie ma, bo wełnowców jest stosunkowo mało na liściach i są one systematyczne dobijane psychicznie i fizycznie przez moją osobę. Na zdjęciu nie zobaczycie tych stworów, ponieważ są malutkie, a nie chciałam robić zooma bo nie jest to przyjemny widok.

Biały osad na ziemi to pozostałości po szarym mydle
No dobra, widać jednego białego stworka, a jak ktoś przyjrzy się dokładniej to zauważy na spodniej stronie liścia i drugiego... zaraz idę po wątkę ;)

Gdyby ktoś pomyślał, że to koniec problemów, które mnie spotkały w ostatnim czasie, to grubo się myli. Równocześnie, nieoczekiwanie i NAGLE na moim balkonie pojawiły się tysiące czarnych mrówek pędzących przed siebie z zawrotną prędkością... Temat jest na tyle długi, że poruszę go w następnym poście. Sytuacja była nieciekawa, trzeba było działać szybko, dlatego też nie posiadam żadnych zdjęć z pola bitwy. Od razu zaznaczam, że musiałam wykombinować plan, w którym mogłam zastosować jedynie naturalne, ekologiczne środki za pomocą których udało mi się wyprosić nieproszonych gości :)

4 komentarze:

  1. Zapowiada się ciekawie, mam nadzieję, że Twój blog przetrwa w morzu nijakich modowych blogów.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mszyce co roku niszczą kwiatki na moim balkonie! Kompletnie się na tym nie znam, więc zwykle kwiatki lądują w śmietniku, a szkoda, bo balkon mam urządzony tak aby wypoczywać, a z kwiatkami byłoby znacznie przyjemniej :)

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Głowa do góry, da się pozbyć drani i to bez żadnej chemii :)

      Usuń
  3. walczyłam z tymi wełnowcami wszystkim. Prośbami, groźbami, chemią...niestety najbardziej odczuł to mój kwiat.... :(
    najlepszą i najmniej inwazyjną metodą jest pościąganie tego dziadostwa patyczkami do uszu, tak aby nie został ani jeden gnojek.

    OdpowiedzUsuń