Bardzo odchudzone dziwaczki, pozostaje czekać, aż pączki zakwitną
W tym samym czasie zauważyłam coś dziwnego na moim fikusie retusa, drzewku bonsai, na którym pojawiły się gdzieniegdzie białe stworki... Nie miałam pojęcia co to może być, wiedziałam jedynie, że to kolejny, nieproszony gość. Niestety nie ma nic gorszego, jeżeli nie znamy swojego wroga. Zajęło mi troszkę czasu, aby dowiedzieć się, z czym mam do czynienia, i jak się tego pozbyć. W końcu, pewnego dnia, wpisałam magiczne słowa w googlach, popatrzyłam w grafikach i znalazłam! Pojawiła mi się angielska nazwa potworka, która kompletnie nic mi nie mówiła. Postanowiłam odnaleźć polską nazwę tego szkodnika - wełnowiec. Czytając jego opis, oraz oglądając zdjęcia z nim robiło mi się coraz bardziej niedobrze... Jest to na tyle cwany robal, że od strony łodygi i liści jest kleisty, ma sporo odnóży po bokach, a po zewnętrznej stronie pokryty jest biało-kremową pierzynką, przypominającą wełnę, która chroni je przed działaniem środków owadobójczych. Wspaniale... Paskudztwo to zagnieździło się prawdopodobnie w korzeniach bo mimo, że systematycznie pozbywam się tego, cały czas skądś to wychodzi! Jeżeli zauważę robala, biorę delikatnie zmoczoną watkę i przytykam ją do liścia tak, aby złapać na nią drania. Przeczytałam, że roztwór z szarym mydłem może również pomóc mi w walce z wełnowcami. Postanowiłam tym razem nie skraplać liści roztworem, ponieważ liczba robaków jest do opanowania sposobem z wilgotną watką, a podlewać ziemię na przemian raz wodą, raz roztworem z szarego mydła. Czy daje to jakieś rezultaty? Trudno powiedzieć, tragedii nie ma, bo wełnowców jest stosunkowo mało na liściach i są one systematyczne dobijane psychicznie i fizycznie przez moją osobę. Na zdjęciu nie zobaczycie tych stworów, ponieważ są malutkie, a nie chciałam robić zooma bo nie jest to przyjemny widok.
Biały osad na ziemi to pozostałości po szarym mydle
No dobra, widać jednego białego stworka, a jak ktoś przyjrzy się dokładniej to zauważy na spodniej stronie liścia i drugiego... zaraz idę po wątkę ;)
Gdyby ktoś pomyślał, że to koniec problemów, które mnie spotkały w ostatnim czasie, to grubo się myli. Równocześnie, nieoczekiwanie i NAGLE na moim balkonie pojawiły się tysiące czarnych mrówek pędzących przed siebie z zawrotną prędkością... Temat jest na tyle długi, że poruszę go w następnym poście. Sytuacja była nieciekawa, trzeba było działać szybko, dlatego też nie posiadam żadnych zdjęć z pola bitwy. Od razu zaznaczam, że musiałam wykombinować plan, w którym mogłam zastosować jedynie naturalne, ekologiczne środki za pomocą których udało mi się wyprosić nieproszonych gości :)
Zapowiada się ciekawie, mam nadzieję, że Twój blog przetrwa w morzu nijakich modowych blogów.
OdpowiedzUsuńMszyce co roku niszczą kwiatki na moim balkonie! Kompletnie się na tym nie znam, więc zwykle kwiatki lądują w śmietniku, a szkoda, bo balkon mam urządzony tak aby wypoczywać, a z kwiatkami byłoby znacznie przyjemniej :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
:) Głowa do góry, da się pozbyć drani i to bez żadnej chemii :)
Usuńwalczyłam z tymi wełnowcami wszystkim. Prośbami, groźbami, chemią...niestety najbardziej odczuł to mój kwiat.... :(
OdpowiedzUsuńnajlepszą i najmniej inwazyjną metodą jest pościąganie tego dziadostwa patyczkami do uszu, tak aby nie został ani jeden gnojek.