niedziela, 22 lipca 2012

Inwazja mrówek

Zgodnie z obietnicą post ten będzie poświęcony mrówkom. Jak kiedyś wspomniałam, potrzeba jest matką wynalazków, dlatego też ostatnio ciekawaAnia przeobraża się w blog o walce z przeciwnościami losu :) Nie muszę długo rozmyślać nad tematami postów, ponieważ problemy same pukają do drzwi. Z mrówkami było podobnie... Pewnego, upalnego dnia jak co dzień poszłam na balkon i ku mojemu zdziwieniu zauważyłam masę czarnych mrówek, pędzących po całym balkonie. Wspinały się po ściankach balkonu, po kablu, do szafki, w której trzymałam warzywa... Otworzyłam szafkę i zobaczyłam jedną, wielką, czarną ruchomą plamę. Chodziły po warzywach, wychodziły poza szafkę, chodziły po podłodze, po barierkach. Tysiące pędzących mrówek. Nie wiedziałam co robić więc czym prędzej zapytałam wujka google o pomoc. Jedno było pewne, że trzeba się ich pozbyć w ekologiczny sposób, ponieważ na balkonie przechowuję warzywa oraz roślinki więc nie chciałam niczego truć żadną chemią. Obmyśliłam 3 strategie :) Tak na wszelki wypadek, gdyby 2 nie zadziałały, liczyłam na ostatnią. Wyczytałam, że mrówki panicznie boją się cynamonu. Poszłam więc po cynamon i zaczęłam obsypywać cynamonem warzywa. Mrówki uciekały jak poparzone. Wszystkie warzywa przeniosłam do kuchni i dokładnie umyłam. W dalszej kolejności przygotowałam na nie zasadzkę, aby skupić je w jedno miejsce. Wiem, że mrówki idą do słodkiego. Mając tą informację, na złożony listek ręcznika jednorazowego wylałam troszkę miodu. Przygotowałam 3 takie pułapki, a następnie postawiłam je w różnych miejscach w szafce na balkonie. Drzwiczki do szafki zamknęłam i dałam im godzinę, aby jak największa ilość wpadła w zasadzkę. W tym czasie postanowiłam rozprawić się z mrówkami, które goniły po podłodze i barierkach. Rozsypałam więc na ich drodze cynamon, po czym zaczęły się wycofywać. Po godzinie otworzyłam szafkę. Przyznam się szczerze, że bałam się widoku jaki zastanę po otwarciu drzwiczek. Mrówki wpadły w moje pułapki, wystarczyło je teraz wywalić do worka i pozbyć się ich już poza domem. Tak więc pozbyłam się większości mrówek, ale ciągle przybywały jeszcze nowe osobniki, już nie w takiej ogromnej ilości, ale jednak to nie był koniec walki. Kolejną rzeczą jaką zrobiłam, było przygotowanie roztworu pół na pół woda z octem i opryskiwanie miejsc odwiedzanych przez mrówki. Niestety, nie zrobiło to na nich większego wrażenia, więc postanowiłam spryskiwać je samym octem. Podziałało! Padały jedna po drugiej. Opryskałam całą szafkę, ściany balkonu oraz podłogę. Do szafki włożyłam nasączone octem listki ręczników jednorazowych, aby nowym osobnikom odechciało się wchodzić na mój balkon. Gdy ocet wysechł, posypałam pewne miejsca cynamonem, aby odciąć ewentualnym mrówkom drogę do mieszkania. Następnego dnia na balkonie były już tylko szczątkowe ilości mrówek, które skutecznie wypędziłam nowymi porcjami octu i cynamonu. Trzeciego dnia po mrówkach nie było już śladu. Balkon wyglądał jak pobojowisko, cały śmierdzący octem i brudny od cynamonu :) Niestety nie mam zdjęć z całej akcji, bo trzeba było działać tak szybko, że nie było czasu na dokumentację zdarzeń :) Naprawdę, widok był przerażający, ale udało się!!! Impossible is nothing :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz